Emezis niczym Tonny Hawk
Idź do strony Poprzedni 1, 2

Aggy

Heh dziękuje za przyznanie racji Smile

Przepraszam za długą przerwę, ale ostatnimi czasy mam na prawdę wiele na głowie... Jakoś wam to wynagrodzę.

================

"Dałeś rurę" na Twój skatepark. Chciałeś jak najszybciej oddalić się z tego miejsca, jednak los najwyraźniej chciał inaczej. Przebiegłeś kilka metrów i przez swoją nieuwagę potknąłeś się o duży kamień. Skutkiem tego był upadek na suche liście oraz patyki, które zdradziły Twoją pozycję. Na dodatek sam upadek wydał wiele huku.
-Co to do cholery?! Albo ktoś nas obserwuje, może wiewiórki albo... ten frajer! Sprawdźcie to - zobaczyłeś dwa rąbane karki - jeden z baseballem, natomiast drugi z pistoletem. Zaczęli szybko kroczyć w Twoją stronę. Serce biło Ci jak dzwon, w ten zobaczyłeś postać, która szła pod sklepik środkiem ulicy.

Emezis

- No to mam przerąbane, czemu los jest przeciwko mnie! Zaciskam zęby i pięści.
- Nie mam szans na jakąkolwiek ucieczkę, a do togo ten pistol i baseball ale kto to ?
Patrze i widzę postać -Ratunku, ratunku !!! krzyczę -POMOCY!!! tak krzyczę że chyba cała dzielnica to usłyszała a ta postać na pewno.
-Teraz może mnie uratować tylko szczęście. Pomyślałem.

Aggy

-Zamknij morde szczeniak, bo odstrzelę Ci łeb! Teraz to już Ci nic nie pomoże... zaraz, zaraz, kto to? - karki popatrzyły na nadchodzącego człowieka. -O ku***! To on, łapać go!
-Ojojoj... pora się ultonić... - powiedziała postać, którą prosiłeś o pomoc.

Tym razem miałeś cholernego farta, lecz trzeba szybko działać. Na choryzońcie tylko mrok i w poniektórych miejscach światło latarni.

Emezis

-O nie muszę pędzić do Jacksona ! tylko żeby jeszcze czekał na mnie. Po czym zaczynam biec jak szalony i ciągle przypominam sobie tamto zdarzenie. -Niczym szczęśliwe dziecko udało mi się wyjść z takiej sytuacji ale i tak teraz jak zobaczę tych koksów od razu uciekam. Zastanawia mnie czy złapali tego kolesia... oby nie bo w sumie to dzięki niemu udało mi się uciec.

Aggy

Biegłeś jak szalony. Adrenalina dodawała Ci sił i rozmyślałeś tylko o tym, co może się stać. Nagle Twoje myśli zostały za tłumione - usłyszałeś wystrzał z broni, a raczej dwa wystrzały... nie jednak trzy, poszedł i czwarty. Obróciłeś się i zobaczyłeś kontem oka (było dość ciemno, co utrudniało Ci widoczność) jednego z dresów, którzy próbowali Cię złapać. Leżał na ziemi, jego noga była cała czerwona, natomiast naokoło niego była wielka kałuża krwi, czy jakiejś innej czerwonej cieczy...

Uciekłeś, byłeś cały zdyszany, adrenalina nieco zeszła i poczułeś swoje nogi "z waty". W głowie tkwiła Ci jedynie myśl o osobie, leżącej na ziemi, naokoło której była rzeka krwi. Chyba dziś nie będziesz spał zbyt dobrze... Nie byłeś pewien, jak daleko udało Ci się uciec, ale zobaczyłeś, że jesteś na St.Dominika Street. Skatepark był przecznicę dalej...